Ehh, dzień zaczął się tak pięknie – czyste niebo, bez wiatru, twardy śnieg pod stopami. W takich momentach można się naprawdę zakochać w Pani Antarktydzie. Wychodzisz rano z namiotu, dookoła czysta, dziewicza, biała, przestrzeń po horyzont, u góry błękit nieba, kompletna cisza, że aż w uszach dudni – cudowny moment trwa i zapomina się na chwilę o trudach poprzednich dni i nie myśli się przez moment o ilości kilometrów jakie jeszcze przed nami.
A to miał być dzień wielu kilometrów – takie snuliśmy rano z Perem plany wymieniając się przy śniadaniu wiadomościami przez komunikator inReach. A skończyło się jak zwykle – kolejna nauczka, żeby nie zakładać jedynie optymistycznych wariantów.
Po jakiejś godzince od startu okazało się, że do pokonania mamy kolejną przestrzeń pokrytą tym śniegiem. Po południu dodatkowo niebo stopniowo zakryło się chmurami i zaczął się white-out. Takie tam zmiany nastroju Pani Antarktydy. Zobaczymy co wymyśli jutro.
W namiocie cały czas (a to już 33-ci dzień) walczę z tymi moimi zmianami skórnymi na palcach. Nie boli ale męczy, irytuje i trochę przeszkadza – muszę uważać, żeby o coś nie zawadzić żeby dodatkowo tych miejsc nie urazić. Codzienna dawka kremu z antybiotykiem dała tyle, że stan się ustabilizował ale proces gojenia się nie zaczyna.
A po południu odkryłem, że tubka z tym kremem jakoś się przedziurawiła i tak z 1/3 zawartości wypłynęła i uwaliła mi wnętrze podręcznego plecaka, w którym mam rzeczy osobiste „do namiotu”. Godzina dodatkowej roboty wieczorem żeby to wyczyścić. Dodatkowo zauważyłem przy rozkładaniu namiotu, że jeden z masztów pękł plus do naprawy mam cholewę goretexową jednego buta (przetarła się). Nudy nie ma.
No i wieczorem trochę dziwaczna sytuacja (albo „cringowa” jak mówi moja córka). Podczas wieczornego łączenia z chłopakami z TelComms w UG po rutynowej wymianie zdań powiedzieli, że mają dla mnie niespodziankę w postaci specjalnego gościa do rozmowy z okazji świąt. Wow, myślałem, że może ktoś z rodziny albo przyjaciół robi jakąś akcję, albo może dadzą do telefonu Polaka, który pracuje tam w obsłudze bazy. A oni mi dali to telefonu jakąś laskę, którą niby miałem znać i ta zaczęła od razu nawijać po angielsku. Jakoś głupio mi było powiedzieć, że to chyba pomyłka – skoro tak się postarali – więc pogadałem chwilę ale za cholerę nie wiem kto to był. Można wiec powiedzieć, że w pewnym sensie niespodzianka udała im się całkowicie ;)
Dystans pokonany do tej pory = 540,05 km. Dystans pozostały = 387,95 km