84-ty równoleżnik osiągnięty!
Ciężki był ten odcinek między 83tym a 84tym stopniem – teren się skomplikował przez zastrugi i wznoszenie a do tego pogoda nie pomagała – zapamiętam sobie te odcinki z wiatrem w twarz, oj zapamiętam.
Dziś teren puszcza. A pomiędzy 84-tym a 85-tym wg map i zebranych informacji nie powinno być dużego nachylenia więc jeśli jeszcze zastrug nie będzie to może być fajnych parę dni.
Dziś udało się zrobić 20km pomimo tego, że ok. godz. 10-tej niebo się zaciągnęło i ogarnęła mnie wielka chmura i mgła. Per był dziś daleko za mną no ale miał te same warunki.
Czasem był pełen white-out a czasem trochę się przerzedzało.
No tak, jakby wam tu wytłumaczyć czym jest white-out? Przypomnijcie sobie najgęstszą mgłę jaką przeżyliście w Polsce, dodajcie do tego z 10 litrów gęstego, tłustego mleka, do tego porcję mąki dla zabielenia i jeszcze większego zagęszczenia i gotowe ;). Albo używając słynnego porównania wyobraźcie sobie, że jesteście w środku piłeczki ping-pongowej. Nie widać linii horyzontu, nie widać żadnych szczegółów terenu, nie widać samego terenu, nie ma żadnego kontrastu, załamania światła. Człowiek jakby był zawieszony w czymś białym. Widzę narty, kijki, sanie jak się odwrócę – i to wszystko. W takich warunkach idzie się będąc wpatrzonym stale w kompas (który mocuje się na specjalnym stelażu mocowanym na poziomie klatki piersiowej na linii wzroku), stawiając ostrożnie każdy krok i co chwila próbując cokolwiek dostrzec przed sobą - zarys zastrugi, bruzdę w śniegu, małą zaspę, cokolwiek, na czym można by oko zawiesić. Za to plus jest taki, że w zasadzie idzie się prościutko jak po sznurku wybranym kursem, nie ma żadnych odchyleń w jedną czy drugą stronę – bo stale gapisz się w kompas, nie ma żadnego rozglądania się i podziwiania widoków.
White-out robi też dziwne rzeczy z postrzeganiem. Zawęża się krąg widzenia, co oczywiste bo to mgła. Ale to co się dostrzega (albo raczej wydaje się, że się dostrzega) jest jakieś poprzeinaczane, wyolbrzymione, przeskalowane. Plus perspektywa wariuje. Np. wydaje ci się, że widzisz przed sobą dużą zaspę/zastrugę, powoli się zbliżasz, podnosisz odpowiednio nartę a to tylko płaska łacha śniegu. I odwrotnie – wydaje ci się, że jest płasko a tu nagle noga ucieka bo jest obniżenie terenu. Człowiek instynktownie ufa temu co mu podsuwa zmysł wzroku ale to nie działa. Zwariować można od tego, nie mówiąc o tym, że łatwo można stracić równowagę. Dobrze, że na razie zastrugi się prawie skończyły.
Po 15 dniach tego zimowiska można zrobić pierwszy bilans:
- zero chorób (poza tym suchym kaszlem)
- zero kontuzji
- zero wypadków (zapomniałem o tym napisać, że na dużych zastrugach miałem jeden spektakularny upadek z nartą w górze, kiedy sanie wpadły w zagłębienie i pociągnęły mnie gwałtownie do tyłu – ale szczęśliwie bez poważnych konsekwencji)
- dwie awarie (materac – naprawiony, łyżka – złamana)
- zero odmrożeń
- wyposażenie odpowiednie i wystarczające
- jedzenie dobre i wystarczające
A zatem dziś z optymizmem patrzę co mi przyszłość przyniesie.
Dystans pokonany do tej pory = 232,0 km. Dystans pozostały = 678 km