Dziś w nocy i rano duża wichura i podobno tak ma być cały dzień. Zarządzam rest-day. Per nocuje niedaleko i też postanawia odpocząć. Co ciekawe - mam też kontakt przez Garmin inReach z Czeszką Lucie i jej przewodnikiem, oni idą szybciej i mają z dzień przewagi nade mną i Perem ale też dziś postanowili odpocząć. Czuję się więc tym bardziej usprawiedliwiony a poza tym po 10 dniach uczciwej pracy rest-day się mi po prostu należy.
Następne dni trzeba będzie dłużej popracować, nie ma darmowych lunchy. Takie tu są proste zasady, rządzi matematyka -> mam określoną ilość jedzenia i paliwa, na wyliczoną ilość dni. W ciągu tych dni muszę przejść wiadomy dystans -> wystarczy podzielić te kilometry na ilość dni (na którą mam jedzenie) i wychodzi ile średnio (albo raczej minimalnie) muszę przejść dziennie. W tym planie nie ma dni wolnych -> każdy taki dzień to dodatkowa waga jedzenia i paliwa. Jeśli zarządzam wolny dzień to albo będę musiał zwiększyć ilość km pokonanych dziennie albo wygospodarować z posiadanych zapasów jedzenie na dodatkowy extra dzień (czyli zmniejszyć ilość dostarczanych kalorii). Itd. Itp. – decyzja o wolnym dniu nie jest wiec wcale taka błaha, no ale czasem pogoda wymusza takie wybory a czasem ciało (albo głowa) potrzebuje resetu.
Akurat dostałem od paru osób sms w stylu „jak tam?”, „ wszystko ok?”, „jak idzie?”. Wykorzystuję więc wolny czas na trochę więcej komunikacji ze światem -> w tym z rodzinką. Ale - muszę też świadomie gospodarować elektroniką - mam dwa powerbanki ładowane solarem no ale w pochmurną pogodę solar nie działa. Strategiczne priorytetowe są GPS i co najmniej jeden telefon satelitarny. Resztę doładowuję jak jest dobra pogoda i zasilanie działa bez problemu.
Dzień spędzony na jedzeniu, leżeniu (ładowanie energii), drobnym porządkowaniu – np. zreperowałem finalnie i ostatecznie materac. Przeżył kilka ostatnich wypraw ale akurat tutaj, na Antarktydzie pojawiły się cztery przecieki i to akurat wszystkie przy zaworku. Ciekawe, czy na testach jakościowych w fabryce też im wychodził w tym miejscu słaby punkt.
Przy jednym z wyjść na zewnątrz (parę razy musiałem, a to za potrzebą, a to po różne rzeczy do sań a to żeby zrzucić z namiotu nawiany wiatr) zbudowałem też wind-wall od strony nawietrznej. Miał z 1,5m wysokości i ze 3 m szerokości. Bez niego wiatr dość szybko nanosił śnieg na namiot a dzięki tej ściance cała chmura nawiewanego śniegu pięknie namiot omija. Będzie mniej odkopywania przy zwijaniu namiotu.
W ogóle przy takim wietrze widać jakim cudownym miejscem jest namiot – jego główna funkcja to właśnie bariera przed wiatrem bo wystarczy się w nim schować i samo tylko odcięcie od wiatru daje od razu poczucie komfortu termicznego. Jak się jeszcze w tym namiocie pogotuje trochę na maszynce, nachucha i pobędzie jakiś czas to temperatura wewnątrz istotnie się podnosi i nawet w tych polarnych warunkach robi się przyjemnie. W ciągu dnia funkcjonuję w jednej warstwie i czymś w rodzaju filcowych spodni ¾ oraz polarze lub bezrękawniku puchowym. Na noc natomiast do śpiwora wchodzę w stroju Adama – dosłownie. Śpiwór przecież nie generuje sam z siebie żadnego ciepła – tylko odbija nasze własne, więc trzeba to umożliwić w największym możliwym zakresie.
Dzień nawet dość szybko minął. Zobaczymy jutro czy ta wichura pozasłaniała nawianym śniegiem zastrugi i będzie mi łatwiej czy może wręcz przeciwnie – powiększył je tylko i będę miał trudniej.
Dystans pokonany do tej pory = 171,0 km. Dystans pozostały = 739 km