Dziś za dużo wpisu do dzienniczka nie będzie bo ranking najtrudniejszych dni idzie w górę.
Ale po kolei.
Wczorajszy dzień był chyba (mam taką nadzieję) punktem przełomowym w tym moim kaszlu – dziś prawie o nim zapomniałem. Wyspałem się, jakieś poranne odkaszlnięcie i to wszystko – głęboki czysty oddech wrócił. A razem z nim dobry nastrój – kawka, herbatka, witaminka C profilaktycznie, syte śniadanko i do roboty.
I to w samą porę mój organizm odnalazł równowagę bo trzeba się skupić na czymś innym - prognoza pogody niestety się sprawdza i nastąpiło dziś wyraźne pogorszenie warunków. Po ok dwóch godzinach niebieskie niebo zaciągnęło się chmurami i mgłą. Wiatr wzmaga, widoczność spadła do absolutnego minimum a dodatkowo zdarzyło się to pechowo w terenie, w którym zaczęły się jakieś masakrycznie pokręcone i spore zastrugi. Ledwie widziałem ich zarysy, ostrożne, powolne kroki. Dobrze, że mam ze sobą trzy komplety różnych gogli – bo pierwsza sztuka zaszła parą bardzo szybko, druga szczęśliwie trochę popracowała. Ale ten odcinek w takim terenie przy prawie zerowej widoczności był mega męczący, zrobiłem 15km i stop.
W ogóle z tymi goglami to jest jedna wielka tajemnica, tyle tych reklam, że każda para jest z ekstra systemem przeciwmgielnym, przewiewania, niezamarzającym, itd. Nic z tego, nie dajcie się nabrać – w trudnych warunkach wcześniej czy później każde gogle zaparowują albo zamarzają. Rozmawiałem z różnymi osobami z polarnego światka, większość się po prostu uśmiecha i mówi, że tak już jest. Nie ma też jednego patentu i sam nie przestaję się dziwić dlaczego jednego dnia dane gogle działają super a innego – te same i w podobnych warunkach - po godzinie czy dwóch wymagają wymiany. Zabrałem tu ze sobą 4 pary, mam nadzieję, że wystarczy.
Dystans pokonany do tej pory = 171,0 km. Dystans pozostały = 739 km