Dzień drugi w Punta. Dzień pierwszy układania bagaży. Mam ból głowy bo po zgromadzeniu wszystkiego co ze sobą tu przytargałem i co mam teraz przed sobą w tym pokoju hotelowym jest jasne, że jest tego ZA DUŻO. Cargo ok 100kg, ze sobą przywiozłem dodatkowe ok. 40 kg -> a to jeszcze nie wszystko bo na miejscu MUSZĘ jeszcze dokupić część żywności, która jest ciężka. Masło, salami, ser żółty, czekolada... Jak lekko podliczam to wyszłoby wszystkiego ze 160kg. Racjonalna waga powinna zamykać się w max 130kg. Mam więc w ciągu kolejnych dni zadanie, które składa się z kilku elementów:
- dokupić to co muszę dokupić
- odchudzić w każdy możliwy sposób wagę total tak aby zmieścić się w 130kg
- podzielić żywność i zapakować w 171 paczek (zaplanowałem żywność na 57 dni a na każdy dzień 3 paczuszki: śniadanie, lunch, obiadokolacja)
- sprawdzić całą elektronikę (gpsy, telefony satelitarne, bateria solarna, powerbanki, telefon) i skalibrować ustawienia tak aby wszystko ze sobą współpracowało
- popakowaną żywność i sprzęt spakować z wodoodporne worki tak aby wszystko zmieściło się na saniach.
Do 18-go (planowany wylot) zostało 6 dni (łącznie z dzisiejszym) i wcale nie wygląda, że to dużo czasu.
Przed południem rozłożyłem cały mój kram i zacząłem robić paczki śniadaniowe. Po południu pierwsza wizyta w sklepie. Wieczorem kolacja na mieście i poznanie kolejnych miłośników Antarktydy i bieguna - poznaję Jamesa Baxtera i dwie Walijki ze straży pożarnej. Wszyscy szykują się na trasę z Hercules Inlet - to druga klasyczna droga na biegun. Trzecią jest trasa Messnera - to właśnie mój wariant.