A więc jestem prawie na krańcu świata. Dalej na południe z zamieszkałych cywilizowanych miejsc pozostała Ushuaia w Argentynie. Ushuaia i Punta to dwa klasyczne punkty startu na kontynent Antarktydy. Ja jestem w Punta bo w Punta ma swoje magazyny i centrum dowodzenia firma ALE (Antarctic Logistics&Expeditions) z którą związałem się umową o wsparcie logistyczne w tej wyprawie. A do ogarnięcia jest całkiem sporo tematów - przerzut na biały kontynent, transfer później na konkretne miejsce startu wyprawy, monitoring w trakcie wyprawy, organizacja ew zrzutów awaryjnych, wreszcie organizacja drogi powrotnej z bieguna do Chile jak również ewentualnej akcji ratunkowej (oby nie była potrzebna). A firma ALE jest w tym doświadczona i zawiaduje większością ruchu na Antarktydzie, przynajmniej z tej strony tego kontynentu.
Ale dzień zaczynam od śniadania z Patrickiem Bernier, moim namiotowym kompanem z trawersu Grenlandii. Patrick jest Kanadyjczykiem i chce dotrzeć solo do bieguna trasą z wyspy Berknera (czyli tą samą, którą pokonał nasz Marek Kamiński). To najdłuższa "klasyczna" droga, ponad 1.300 km - ale Patrick jest hardckorem i nadaje się na to wyzwanie jak mało kto. Problem w tym, że miał wystartować z tą swoją wyprawą już jakieś 10 dni temu, tymczasem jest opóźnienie i nadal tkwi w Punta. Wbrew pozorom sprawa nie jest błaha, bo wszystkie wyprawy muszą się zakończyć najpóźniej do ostatniego tygodnia stycznia - potem nad Antarktydę nadciąga antarktyczna zima i robi się tam zimno, ciemno i nieładnie. A więc dla Patricka oznacza to tylko tyle, że albo będzie umiał się bardziej sprężyć niż planował albo ... nie ukończy wyprawy. Ja na razie jestem w czasie (planowany wylot 18-go listopada) ale zobaczymy -> historia Patricka pokazuje, że plan planem a życie życiem.
Po południu idę do magazynu ALE sprawdzić swoje zasadnicze bagaże, które przyleciały tu cargo wysłanym z Norwegii miesiąc temu. Przedtem musiałem je dostarczyć z Łodzi do Oslo - ok. 100kg sprzętu i żywności. Poznaję w magazynie Carlosa z ALE, który prowadzi mnie do moich rzeczy - są, i jest tego dużo. Magazyn robi wrażenie - regały wysokiego składowania i wszystko zapełnione sprzętem wyprawowym, widać sanie, namioty, wielkie torby, narty, kanistry na paliwo, etc. Mnie przeraża teraz góra moich rzeczy. Umawiamy się na ich transfer do mojego hotelu - od jutra muszę zacząć ich pakowanie w docelowe pakunki. Wieczorem ląduje to wszystko w garażu mojego hotelu - uzgadniam z hotelem, że zajmę tam na parę dni trochę przestrzeni. Chyba nie jestem pierwszy z taką prośbą ;) - pełne zrozumienie.