W samolocie do Londynu trochę ciasno - pełno ludzi, wszyscy z max ilością bagaży. Nie mam gdzie zmieścić swoich - wszystko ląduje więc pod nogami. Komfort zerowy ale to tylko etap pośredni - jakoś przetrwam te 2 godziny z hakiem.
W Londynie niby miałem 2 godziny przerwy między lotami ale kolejka do security check i zabawa z angielskim security oraz transfer między terminalami w zasadzie zjadły cały ten czas. Na szczęście przechodzę wszystkie filtry bezproblemowo i lokuję się w samolocie do Santiago. Duży samolot, dużo miejsca, los mi sprzyja bo mam dużo miejsca na moje długie nogi :) Przyda się to w czasie najbliższych 14 godzin. No to lecimy na mój 6-ty kontynent!