Do Santiago docieramy w godzinach rannych lokalnego czasu - 8:30. Lot przebiegł bez zakłóceń, trochę czytania, trochę filmów, trochę spania. W samolocie dostaliśmy deklarację celną do wypełnienia. Co zrobić - każą zadeklarować czy przewozi się żywność i produkty pochodzenia roślinnego lub zwierzęcego. Czytałem i słyszałem, że potrafią zabronić wwozu takich artykułów. A ja mam w plecaku podręcznym 4 kg żarcia na 6 dni, przepakowanego z opakowań fabrycznych w folię stretch. Na pierwszy rzut oka wygląda to jakbym pracował dla kartelu z Medellin ... Dobra wpisuję, zobaczymy co będzie, na wszelki wypadek wziąłem też to samo żarcie tylko w opakowaniach fabrycznych. Najwyżej będę pakował jeszcze raz ...
Odbieram z belta plecak główny, na szczęście przygoda sprzed paru lat z Kathmandu tym razie mnie ominęła :) Ustawiam się do kolejki do odprawy celnej, wzdłuż niej spacerują sobie celnicy z psami. Pierwszy kontakt wystarcza - psisko ledwo znalazło się metro od moich bagaży od razu coś wyczuło i się prawie położyło na moim plecaku. Niby mu dobrze z oczu patrzy a taki wredny. Dostałem ładne oznaczenie w postaci szerokiej taśmy i skierowanie na osobny tor - tam rozkaz wypakowania prawie wszystkiego z plecaka dużego i małego. Wypakowuję, tłumaczę, zachowuję spokój, mówię gdzie i po co jadę. Jednocześnie widzę, że z kolejki są wyciągani inni, też z plecakami wyglądającymi na biegowe. Ta sama sytuacja. Po paru minutach celnik odpuszcza, mogę wszystko znowu zapakować i sobie iść ... ufff.
Teraz do zrobienia mam 3 rzeczy - kupić lokalną walutę, nadać bagaż na lot krajowy i zjeść wczesny obiad. Wylot do Calamy, miasteczka położonego na obrzeżach pustyni Atacama mam zaraz po 12:00, zostały mi niecałe 2 godziny.
Za 100 USD dostaję w kantorku ponad 30.000 chilijskich peso. Zakładam, że tyle na razie wystarczy. Bagaż nadany, pierwszy posiłek południowoamerykański zamawiam w lotniskowej kantynie. Sałatka z kurczaka z awokado. Nawet smaczne. Okazuje się, że wokół mnie już prawie sami uczestnicy biegu - biegacze i wolontariusze. Poznajemy się po plecakach :) Sympatyczni ludzie. Będzie fajnie. Chyba.