Geoblog.pl    whisky    Podróże    Nowa Zelandia    Przyjemności w Milford i Routburn
Zwiń mapę
2015
09
mar

Przyjemności w Milford i Routburn

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Howden
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21355 km
 
Co można robić w Milford Sound w pogodny dzień? Można np obudzić się bogatszym w wiedzę że Hindusi też chrapią (tak, tak, niestety) :-( A potem można przebierać w atrakcyjnych lub "atrakcyjnych" ofertach tego miasta. Choć w sumie miastem tego miejsca chyba nazwać nie można. Jest w nim: mały port morski z infrastrukturą do obsługi niewielkich morskich jednostek, nieduże lotnisko, jeden bar i restauracja, sklep z pamiątkami, punkt sprzedający lokalne atrakcje turystyczne i kilka możliwości noclegu. Acha, i droga oczywiście. Dosłownie. Jeśli coś pominąłem to musiałem tego nie zauważyć, choć całość można zwiedzić wzdłuż i w poprzek w godzinę. A jednak najeżdżają to miejsce codziennie setki ludzi przywożonych autokarami tą jedyną drogą łączącą Milford Sound z resztą kraju. Plus ok 40-50 osób kończących codziennie trek Milford. Sprawia to fantastyczne położenie - zatoka Milford wcina się z Morza Tasmana głęboko w głąb lądu pomiędzy górami sięgającymi ponad 2 tys metrów. Dodatkowo ze zboczy tych gór spływa kilka uroczych wodospadów - choć ktoś kto widział Sutherlanda przykłada do tych rzeczy nieco inną miarę :-) Żeby to wszystko obejrzeć można wykupić lot widokowy małym samolotem. Albo przejażdżkę kutrem, łodzią lub małym luksusowym promem pasażerskim. Można też wynająć przewodnika na przejście kawałka końcowego etapu trasy Milford, do najbliższego wodospadu "Giant Gate". Naprawdę! Nie zrozumiem ludzi, którzy za to płacą - trudności technicznych i nawigacyjnych brak, jest to po prostu spacer leśnym duktem, ok 3 godziny wolnym tempem w obie strony. Przewodnik idzie w klapkach i niesie w plecaku termos z herbatą i jednorazowe kubeczki...
Można też wynająć kajak i z tego poziomu poznać zatokę. Na to właśnie się zdecydowałem, a ponieważ byłem głodny emocji to w firmie Rosco's wykupiłem wariant oznaczony jako przedostatni w skali trudności. Okazało się że kajaki są dwuosobowe i że akurat jest drugi chętny na ten wariant. A właściwie chętna bo była to sympatyczna Holenderka Rose. Nie wzbraniałem się ;-) Kajakowanie polega na tym, że kuter wywozi kajaki w wersji morskiej wraz z chętnymi w głąb zatoki, tzn. w stronę otwartego morza. Tym dalej im trudniejszy wariant jest wykupiony - my więc wylądowalismy całkiem niedaleko wyjścia z zatoki. A stamtąd trzeba wrócić do bazy własnymi siłami. Cały czas w towarzystwie drugiego kajaka, który asekuruje, nawiguje, pokazuje ciekawsze miejsca i opowiada różne historie. Z wyprzedzeniem zdradzę, że było to przeżycie, które na długo zapadnie mi w pamięci.
Samo Kajakowanie to w sumie nic nowego. Ale kręcenie wiosłami tak aby nie uderzyć wiercących się wokół fok? A było ich naprawdę spore stadko. Albo manewrowanie między delfinami, które nie mogły się zdecydować czy skakać wzdłuż naszego kajaka czy w poprzek? Był też ok. 200 metrowy wodospad Stirlight, pod który prawie udało nam się wpłynąć. Niestety Rose trochę się bała i nie chciała "jeszcze raz" - wtedy miałem do niej trochę żalu :-) I to wszystko w pięknych okolicznościach przyrody, w otoczeniu wyrastajacych wprost z wody ścian skalnych, w słoneczku i przy braku nad wodą (w sumie nie wiadomo dlaczego) wszędobylskich muszek. Teraz już jest chyba jasne dlaczego były to takie niezapomniane momenty... Ból ramion od wiosłowania poczułem dopiero później bo w trakcie moje zmysły były zajęte czymś innym. A w sumie musieliśmy przepłynąć jakieś 3-4 km na pewno. Średnia szerokość zatoki to 700m a pokonaliśmy ją kilka razy.
Potem już była tylko kwestia organizacyjno-logistyczna dostania się do chaty Howden. Busik (zarezerwowany wiadomo kiedy) zabiera mnie do miejsca zwanego Divide gdzie jest wejście na szlak Routeburn. A właściwie jego koniec bo większość przechodzi ten szlak w odwrotnym kierunku. Ale mi pasuje zacząć z tej strony - i już po chwili tego żałuję. Niby do Howden niedaleko ale te 1,5 godziny to cały czas piłowanie ostro do góry. Zmęczyło mnie to bardziej niż podejście pod przełęcz McKinnona chyba że był to efekt wcześniejszego ganiania za delfinami. Tuż przed chatą (jakieś 15 minut drogi) jest skręt prowadzący na szczyt Key Summit ale odpuszczam - jest już późno i jestem naprawdę zmęczony. Do chaty docieram o 19 więc akurat aby się ogarnąć, zjeść coś i iść spać. Zasady te same co na Milfordzie więc poruszam się swobodnie i czuje się już jak weteran Fiordlandu. I niech tak zostanie:-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
robas
robas - 2015-03-18 13:34
pływanie wśród delfinów musiało być rewelacyjne
 
 
whisky
Robert
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 97 wpisów97 42 komentarze42 169 zdjęć169 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
10.07.2022 - 11.07.2022
 
 
06.08.2018 - 07.08.2018
 
 
26.09.2017 - 01.10.2017