Geoblog.pl    whisky    Podróże    Szwecja, Sarek    Dzień 10 - zemsta meszek
Zwiń mapę
2005
10
sie

Dzień 10 - zemsta meszek

 
Szwecja
Szwecja, Parte, okolice schroniska
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2234 km
 
Pobudka jak zwykle raźnie, choć po wczorajszym morderczym dniu ruchy może nieco bardziej powolne. Tych gryzących choler ciągle jest dużo w okolicy. Ja po wczorajszym bliskim kontakcie z meszkami (już w Rinim) mam jakąś reakcję alergiczną - w nocy i spuchły ręce, a konkretnie dłonie. Dość porządnie - są mniej więcej 3x większe niż normalnie. Biorę leki przeciwuczuleniowe i z nadzieją, że zadziałają robię swoje. Śniadanko – standard islandzki, czyli kaszka i musli – staje w gardle. Ok. 9.00 wyruszamy. Na 9.30 musimy być na przystani aby się przeprawić przez jezioro. Po drodze zachodzimy do schroniska, zostawiamy śmieci, kupujemy Sprite’a dla Drink Managera no i po puszce Coli dla smaku. Na dole jesteśmy o czasie. Po krótkiej rozmowie okazuje się, ze kurs mamy za „half an hour”. Po 45 min żartujemy sobie, że pewnie chodziło o gościa o nazwisku "Hafenauer" ale nie – spóźniona łódź się zjawia, zabiera nas i po 20 min startujemy znaną już trasą po Kungsledenie. Lżejsze plecaki oznaczają znacząco szybszy marsz – po drodze zbieramy jeszcze grzyby. Jest ich dość dużo – może będzie z tego kolacja. Pogoda sprzyja, świeci słonko. Owiewa nas wietrzyk. Trochę pocimy się na podejściu – z Rafałem narzucamy ambitne tempo marszu. Docieramy do Rittak – tu robimy pierekusik. W międzyczasie o drogę dopytuje się dwoje starszych dziadków – jeszcze nas dziś nieraz zaskoczą. Ruszamy na przełęcz, grzybobranie w pełni. Przy moście zatrzymujemy się na sjestę poobiednią, w tym czasie dziadkowie nas oczywiście mijają. Dość ciężko idzie się naszym zmęczonym 8-dniowym marszem nogom, szczególnie po ruchomych kamieniach. Zmienia się pogoda – słońce znika i pojawia się dość silny wiatr. Nasz cel na dziś to schron w Parte. Zaczynam trochę odpadać na zejściu, towarzysze niedoli czekają na mnie przy pierwszym moście. Dalej posuwamy się razem. Wszyscy w miarę równym tempem poganiani przez muchy, komary no i dziadków. Cykl się ustala - my w marszu dziadków wyprzedzamy a oni, idąc w kaloszach dochodzą nas kiedy sobie odpoczywamy. W pewnym momencie na chwilkę pomyłkowo zbaczamy ze szlaku ale szybko się orientujemy i brniemy dalej do celu. Dochodzimy do miejsca naszego pierwszego biwaku. Zapada decyzja – zostajemy tu, nie idziemy dalej. Decyduje o tym zmęczenie oraz fakt, że w Parte i okolicach za nocleg trzeba płacić. Dyżurny Mirek przygotowuje energicznie kolację – dziś smakołyki. Kus-kus z sosem grzybowym z prawdziwych grzybów zasmażanych z cebulą i kiełbasa. Pycha! W trakcie rozbijania obozu zaczyna padać – deszczyk przeistacza się w prawdziwą ulewę. Na szczęście płachta biwakowa, której używamy po raz drugi na wyjeździe, zdaje egzamin. Przenosimy się pod nią i w dobrych nastrojach konsumujemy kolację. Drink manager dziś znowu stanął na wysokości zadania – spirit na Spricie pije szczęśliwa trójka. Ja wziąłem znowu leki przeciwuczuleniowe na swoje spuchnięte ręce więc rezygnuję z tego "energetycznego" napoju. Darek na przekór pogodzie wypala jeszcze kubańskie cygaro i ostatecznie w doskonałych nastrojach idziemy spać. Deszcz ciągle pada.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
whisky
Robert
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 97 wpisów97 42 komentarze42 169 zdjęć169 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
10.07.2022 - 11.07.2022
 
 
06.08.2018 - 07.08.2018
 
 
26.09.2017 - 01.10.2017