Znowu ciężki dzień.
Cały dzień pod górę.
I jest ten sam efekt, co na Grenlandii – w ogóle nie czuję tego, że sanie są lżejsze o ponad 20kg niż na początku wyprawy. Zeszło przecież 20 dziennych porcji żywnościowych (a każda ważyła ok. 1,2 kg) plus codziennie zużywane paliwo. To chyba efekt kumulującego się zmęczenia codzienną kilkugodzinną fizyczną pracą – bo jak inaczej to wytłumaczyć?
A poza tym pod nartami mam przeróżnego rodzaju śnieg, mniej albo bardziej zmrożony, gładki lub nie, ale jest też taki o konsystencji kredy czy talku. Z daleka wygląda na ładnie ubitą powierzchnię a po wjechaniu na nią ledwo się idzie nartami a sanie po prostu w tym stają. Teraz już rozpoznaję ten rodzaj śniegu z daleka no ale nie zawsze można to ominąć.
Wiaterek dziś średni choć prosto w twarz – ale nie przeszkadzał dziś bardzo, gogle i facemaska robią robotę. A wiaterek wiejący z południa prosto na twarz powinien mi teraz częściej towarzyszyć – bo dwa dni temu zrobiłem zwrot i zmieniłem azymut marszu na prawie bezpośrednio południowy.
Dziś wleczemy się pod tą górę z Perem wspólnie, jeden za drugim - i pewnie tak już dojdziemy do depozytu.
Po południu po mojej prawej stronie pojawiły się nowe góry – Thiel na horyzoncie! Wzdłuż nich biegnie trasa Hercules a jutro/pojutrze połączy się z nią moja trasa (Messnera) – te dwie trasy zbiegają się właśnie przy miejscu gdzie są depozyty (Thiel Corner). Ciekawe czy kogoś spotkam?
Dystans pokonany do tej pory = 351,0 km. Dystans pozostały = 559 km