No i tydzień minął.
Ten dzień na razie był najtrudniejszy. Pogoda słoneczna ale wyraźnie zimniej i nieprzyjemny, szarpiący wiatr z lewej strony. Strach pomyśleć jak to będzie jak naprawdę mocno zawieje. No i przy tej podróży raczej nie należy oczekiwać wiatru w plecy – statystyki mówią, że w większości przypadków wiatr będzie „od bieguna”, taki tu jest układ ciśnień. A ja teraz mam azymut raczej SW a nie wprost S – muszę najpierw dojść do miejsca zwanego Thiel Corner czyli przesmyku pomiędzy górami Pensacola i Thiel. I dlatego w sumie powinienem się cieszyć bo mam wiatr z lewej strony a nie z przodu. Więc się cieszę…
Suchy kaszel nadal mnie męczy. Mam problem z zaśnięciem dopóki nie przestanę kasłać i potem rano dopóki się nie rozruszam. Miałem konsultację przez telefon z MedTeam – sugerują, że to nie czas na antybiotyk. Nie mam żadnych innych objawów ewentualnej infekcji więc może mają rację – tylko ile to będzie trwać. Jedyna ich sugestia – mieć cały czas zasłonięte usta żeby ograniczyć bezpośrednią ekspozycję gardła na suche otoczenie i zatrzymywać wilgoć wewnątrz. Yes sir, zastosuję się. Oby szybko minęło.
Zastrug coraz więcej i są coraz większe. Ale nawet w tych warunkach nadal mieszczę się w 8 godzinach z 10 milami. A taki mam wyliczony dzienny target, więc chyba jest dobrze. Jeszcze.
Prognoza pogody jaką dostałem wieczorem od Larsa z Norwegii – jutro też ma wiać.
Dystans pokonany do tej pory = 117,5 km. Dystans pozostały = 792,5 km