Antarktyda powitała mnie naprawdę bardzo sympatycznie – noc przespana jak marzenie, pogoda o poranku jak marzenie, widoki dookoła namiotu boskie. I jeszcze śniadanie czeka na mnie gotowe w namiocie-kantynie. Naprawdę aż banan sam pojawia się na twarzy. Per ma namiot jakieś 50 m ode mnie. Jest ciepło (to pojęcie względne i subiektywne oczywiście – fizycznie minus parę stopni ale jeśli nie muszę zakładać czapki i puchowej kurtki to dla mnie oznacza, że na Antarktydzie jest ciepło ;)) więc idziemy na śniadanko na lekko.
Z jedzeniem jest tu tak, że my – czyli „expeditioners” (wyprawowicze?) mamy 3 posiłki dziennie zagwarantowane przez cały czas pobytu w bazie. Czyli – jak start naszej wyprawy będzie się opóźniał to się nie stresujemy takimi przyziemnymi sprawami – ALE nas żywi. Patrząc z ich strony -> powinno im zależeć na tym aby wykorzystać pierwsze możliwe okna pogodowe i nas przerzucać w teren. Zobaczymy jak będzie – roboczo zakładałem, że 21-go albo najpóźniej 22-go wystartuję.
Posiłki są zorganizowane w dużym i długim namiocie tunelowym, w formie szwedzkiego bufetu. Jest ich zawsze kilka różnych rodzajów więc jest w czym wybierać. Stołują się tu wszyscy – pracownicy bazy, wsparcie i obsługa wypraw i turystów, którzy się przewijają przez UG no i wszyscy „przyjezdni”. Jest to też miejsce, w którym można ładować elektronikę no i po prostu posiedzieć i pogadać.
W czasie pobytu w UG muszę jeszcze zaliczyć kilka spotkań informacyjno-organizacyjno-wprowadzających z różnymi zespołami. Na dziś mam przewidziane spotkanie z medykami (dokończenie spotkania z Punta) oraz z zespołami Safety (zabezpieczenie i monitoring trasy) i TelComm (finalne sprawdzenie sprzętu do komunikacji, testy łączności, ustalenie procedur). Poza wymianą informacji mam jeden problem do rozwiązania – odkryłem, że mój główny GPS ma problem z ładowaniem, a w zasadzie w ogóle się przestał ładować. Mam co prawda drugi no ale muszę mieć backup na trasie a po drugie ten co odmówił posługi ma funkcję łączności inReach (opcja wysyłania na dowolny nr tel wiadomości tekstowych). Spece z TelComm wzięli go na warsztat – może naprawią?
Tuż przy części obozowo-gospodarczej jest zorganizowane polowe lotnisko, z którego startują niewielkie awionetki z płozami zamiast kół (tzw. TwinOtter) – służą one do transportu już lokalnie, na terenie Antarktydy. Ogarniają zarówno przerzut ludzi w konkretne miejsce, do których chcą się wybrać, niezależnie czy to masyw Vinsona czy punkt startu wyprawy na biegun ale też transporty towarów i ludzi na biegun czy akcje awaryjne. Logistycznie na pewno mają co tu robić w czasie sezonu.
Cały dzień dziś pogoda „jak dzwon” – niebieskie bezchmurne niebo, w zasadzie bezwietrznie. Nastrój prawdziwie wakacyjny. Dość wysoka temperatura i pełne słońce powoduje, że każdy przy swoim namiocie kopie dość głęboki dołek, do którego trafia część wyprawowego żarcia – masło, salami, ser żółty – które przykrywamy grubą warstwą śniegu.