Geoblog.pl    whisky    Podróże    Antarktyda    transfer na Antarktydę
Zwiń mapę
2023
19
lis

transfer na Antarktydę

 
Chile
Chile, Union Glacier
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18195 km
 
A więc lecę! Rano dostałem wiadomość: „Flight confirmed. Pick-up at 9:20”.
Jeden dzień opóźnienia to tak jakby go nie było. Szczególnie w porównaniu z innymi, którzy mieli ponad 14 dni poślizgu. Tym samym ewentualne tłumaczenia w stylu „ja chciałem ale wszystko opóźniło się przez pogodę” odpadają ;). Trzeba będzie się zmierzyć z przygodą.
Rano jeszcze normalny prysznic, normalne śniadanko, zostawiam w recepcji hotelowej osobne pudło z rzeczami, których nie zabieram na biały kontynent. Do odebrania po wszystkim. No i czekam… O 9:20 podjeżdża autokar, który zbiera po całym miasteczku pasażerów na dzisiejszy lot. Na lotnisku jesteśmy ok. 10:00, są tu już nasze bagaże z magazynu ALE, każdy musi się zająć swoją stertą. Ja potrzebuję dwa wózki, żeby się zabrać – tyle zajmują wszystkie torby poza saniami i nartami, które pojechały jakimś innym trybem (dla rzeczy niewymiarowych). W hali odlotów gęsty tłum ludzi i bagaży. Wylot jest ok. 13:00 więc niby czasu dużo ale wszystko idzie jakoś strasznie wolno. W końcu – czasowo prawie na styk – oddaję wszystko i idę do właściwej bramki. Wejście do samolotu – duży boeing do lotów długodystansowych – poprzedzone jest jeszcze obowiązkowym zanurzeniem butów w płynie dezynfekującym. Ma to zapobiegać przywożeniu niechcianych drobnoustrojów na biały, czysty, dziewiczy ląd. Miejmy nadzieję, że to faktycznie działa!
Lot do bazy Union Glacier trwa 4 godziny – po przelocie nad Cieśniną Magellana, Ziemią Ognistą i Cieśniną Drake’a wlatujemy w końcu nad Antarktydę. Najpierw możemy z okien podziwiać zbocza i szczyty w masywie Gór Ellswortha a po ich minięciu tracimy wysokość aby wylądować na lądowisku przygotowanym na oczyszczonej lodowej powierzchni o niebieskawym zabarwieniu. Nie powiem – sceneria i samo lądowanie na tym lodowisku w tych okolicznościach działa i serducho zaczęło szybciej bić.
I tu – dla ostudzenia atmosfery :) – mała techniczna uwaga do admina geobloga (jeśli to czyta). Może warto wprowadzić osobną nazwę „Antarktyda” do listy krajów plus towarzyszącą jej symboliczną ikonę flagi?
Oczywiście wiem, że Antarktyda nie jest osobnym krajem no ale też nie jest przypisana do żadnego konkretnego kraju – zatem co wybrać jeśli już się tam pojechało i chce się opisać tę historię na tym blogu? W tej sytuacji będę posługiwał się cały czas oznaczeniem „Chile”. Ma to dwa uzasadnienia – Antarktyda jest podzielona na strefy zawiadywane przez konkretne kraje i tak się składa, że zarówno baza Union Glacier jak i cała moja planowana trasa mieści się w strefie dedykowanej temu państwu - Chile nawet na swoich mapach nazywa tę część siódmego kontynentu wprost Chilijskim Terytorium Antarktycznym. Po drugie wynika z tego fakt, że zarówno w Union Glacier jak i na całej mojej trasie będę posługiwał się czasem zgodnym ze strefą czasową Chile.
Po wylądowaniu nie czekał na nas terminal tylko kilka sporych pojazdów, którymi przewieziono nas bezpośrednio do bazy Union Glacier. Pierwsze wrażenie – jest to gigantyczne obozowisko namiotowe z infrastrukturą zorganizowaną w kontenerach i wielkich tunelach namiotowych. Widać sporo ładnych, przestronnych namiotów o kształcie kopuł ALE jak się okazało nie dla nas („not for expeditioners”) takie luksusy. Każdy z szykujących się na wyprawę musi rozbić swój własny wyprawowy namiocik i w nim śpi. Wszystko jest jasne i logiczne, zostaliśmy oprowadzeni po terenie bazy, poinformowani co, gdzie i jak – a w międzyczasie przywieziono z samolotu nasze rzeczy, które musimy sobie odebrać, zabrać na wybrane miejsce i zorganizować sobie kwaterkę. I byłoby pięknie – bo i pogoda bardzo przyjazna, bez wiatru, temp. ok. minus 10 – gdyby nie to, że… moje sanie zaginęły. Sanie z materacem, karimatą, śpiworem, puchowymi kurtkami, etc. Okazało się, że one nawet nie zostały załadowane do samolotu i cały czas tkwią w magazynie ALE – tyle dobrego, że zostały namierzone. Nastrój mi lekko siadł no ale widzę, że parę osób się przejęło i obiecują, że jutrzejszym transportem sanie dolecą. Na szczęście jutro nie startuję na trasę. Tymczasem dostaję w zamian lokalny ekwipunek do spania, rozbijam namiot, kolacja, pogaduchy w kantynie i spać. Pierwsza noc w moim namiocie na Antarktydzie. Pierwsza z wielu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
whisky
Robert
zwiedził 10.5% świata (21 państw)
Zasoby: 122 wpisy122 48 komentarzy48 220 zdjęć220 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
09.11.2023 - 27.11.2023
 
 
03.05.2023 - 04.05.2023
 
 
10.07.2022 - 11.07.2022