Dziś potrzebowałem trochę "przewietrzyć głowę" - ciągle analizuję co ze sprzętu mogę zostawić a co jest mi absolutnie niezbędne.
Wybrałem się na dłuższy spacer po miasteczku przy okazji poszukiwania kompasu. Okazało się, że wcale nie tak łatwo go kupić w Punta, nie ma tu wielu dużych sklepów sportowych choć wydawałoby się, że to miasto nastawione na turystów szykujących się na spore wyprawy. Jeśli już są to raczej nastawione na odzież i buty. Ale w końcu znalazłem a dzięki dłuższemu spacerowi przyjrzałem się trochę okolicy. Oddalając się od wybrzeża wchodzi się coraz wyżej. Można w końcu dojść do punktów widokowych, z których widać całe miasto, które wygląda jakby rozlewało się u stóp patrzącego. Z tej perspektywy panorama jest naprawdę szeroka. Punta nie ma bardzo długiej historii - miasto zostało założone w połowie XIX wieku aby kontrolować Cieśninę Magellana. Dopóki nie powstał Kanał Panamski to tędy właśnie przebiegały trasy morskie z Atlantyku na Pacyfik i odwrotnie więc znaczenie miasta było spore. Dodatkowym źródłem utrzymania był wypas owiec - w mieście oprócz kilku upamiętnień wielkich żeglarzy i kilku podróżników oraz badaczy (m.in. Henryka Arctowskiego) jest też ciekawy pomnik pasterzy właśnie. A na początku promenady nadmorskiej jest spory pomnik ku pamięci załogi chilijskiego parowca Yelcho, który uratował rozbitków Ernesta Shackletona z Wyspy Słoniowej. Po swojej wielomiesięcznej gehennie wszyscy dotarli właśnie tu - do Punta Arenas. Historie podróżnicze i polarne wiszą więc tu dookoła w powietrzu.
Po spacerze robię ostatnie zakupy a po powrocie finalna selekcja sprzętu na ten który jedzie i na ten który zostaje. Przynajmniej finalna na dziś...