Leniwy poranek, bez pośpiechu, pakowanie, śniadanie, etc. Dopiero o 12 mam transport do National Park, gdzie mam wsiąść do autokaru jadącego w kierunku Auckland. Po śniadaniu idę jeszcze do lokalnego centrum informacji turystycznej iSite – jest tam autentycznie ciekawa wystawa, łącznie z multimediami nt. wulkanów, ich funkcjonowania, wpływu na środowisko ,etc. Poza tym, jak wszędzie sklepik z pamiątkami, mapy, książki … O 12 wsiadam do busika, a o 13 przesiadam się do autokaru. Trochę żałuję, bo gdybym miał jeszcze jeden dzień w zapasie to pewnie powalczyłbym z wejściem na Ruapehu. Ale wybrałem zobaczenie innego rodzaju atrakcji – jaskiń w Waitomo. Dlatego muszę się dziś tam dostać, a to wymaga przejazdu do miasteczka Otorohanga, skąd lokalnym transportem dostanę się w pobliże jaskiń.
Podróż do Otorohanga ma trwać ok. 4,5 godzin co wykorzystuję na buszowanie w internecie (jadę ponownie autokarem linii Newmans – free WiFi na pokładzie), zbieranie informacji i organizację najbliższych dni. Między innymi zamawiam transport z Otorohanga do Waitomo. W ogóle trzeba powiedzieć, że rezerwowanie wszelakich usług przez internet działa w NZ perfekcyjnie – wszystko było w moim przypadku punktualnie, dostawałem usługę dokładnie taką jak zamówiłem, płatności chodziły bez zarzutu. Oczywiście warunkiem jest dostęp do internetu, ale jak już jest to wcale nie chodzi „na korbę”
Do Otorohanga docieramy punktualnie – przy okazji mogę polecić podróżowanie po NZ liniami autobusowymi i lokalnymi busikami. Są wszędzie, na niektórych odcinkach kilka linii a jak jeździłem linią Tracknet to kierowcy zaskakiwali dbałością nawet o spóźnialskich, sprawiali wrażenie jakby im bardzo zależało żeby wszyscy wsiedli na pokład i dotarli do celu. Sama Otorohanga jest znana zarówno z hodowli owoców Kiwi jak i z ogrodów lub rezerwatów, gdzie można zobaczyć żywe ptaki Kiwi. Pierwsze zobaczyłem, drugich niestety nie zdołałem odwiedzić. Poza tym Otorohanga miała ciekawy epizod z niejakim Al Fayedem (ten od Diany), prezentujący solidarność mieszkańców tego miasteczka – szczegóły zainteresowani znajdą w Wikipedii. Z Otorohangi zabiera mnie do Waitomo osobowym kombi prywatny przewoźnik. Po drodze snuje różne ciekawe opowieści, prawdziwy gawędziarz. A jak traci wątek albo zbiera myśli to co chwila powtarza „Don’t worry, be happy”. Taki, widać, urodzony optymista
W Waitomo nocleg spędzę w prywatnej kwaterze zarezerwowanej w czasie podróży atokarem – dostaję ustronny pokoik i zaproszenie na śniadanie następnego dnia. W pokoiku pełna biblioteczka książek – bardzo ciekawy zbiór, widać, że gospodarze interesują się turystyką, górami, wspinaczką. Trafiłem więc w odpowiednie miejsce. Potwierdzam telefonicznie rezerwację jutrzejszego zwiedzania jaskiń i przed zmrokiem idę jeszcze na spacer po Waitomo. Wiele do zwiedzania nie ma, o wiosce Waitomo szeroki światek nic nie słyszał do pewnego momentu. Dopiero odkrycie tego co pod Waitomo – systemu jaskiń w oligoceńskim wapieniu, w których żyją tutejsze świetliki zwane „glowworms” – spowodowało, że Waitomo znalazło się nagle na wszystkich mapach z atrakcjami turystycznymi NZ. Dziś odwiedza to miejsce kilkaset tysięcy turystów rocznie. Jest więc baza noclegowa, kilka jadłodajni – ale bez szaleństw, ogromnego wyboru tu nie ma. No i w okolicy funkcjonuje co najmniej kilka konkurencyjnych firm wyspecjalizowanych w wycieczkach po jaskiniach. Miasteczko pozostaje spokojne i raczej ciche – a przynajmniej ja na takie trafiłem. Wieczór spędzam na lekturze książek z „mojej” biblioteczki a potem spać.