Geoblog.pl    whisky    Podróże    Nowa Zelandia    13-go w piątek
Zwiń mapę
2015
13
mar

13-go w piątek

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Tekapo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21600 km
 
Nie wiem czy wszyscy wiedzą co to takiego to takiego ten SkyDive. Wsadzają Cię do samolotu, wywożą na parę tysięcy metrów i wypychają przez otwarte drzwi. W ofercie jest kilkadziesiąt sekund swobodnego spadku, potem otwierasz spadochron i założenie jest takie, że lądujemy bezpiecznie w wyznaczonym miejscu. Jak nie masz licencji na samodzielne spadanie to oprócz spadochronu masz do pleców przyczepionego dodatkowo zawodowego spadochroniarza. Oczywiście największa frajda to te pierwsze kilkadziesiąt minut swobodnego nurkowania z ok. 4-5 tys. metrów. Widoki i przeżycia muszą być niesamowite, szczególnie w tej przepięknej okolicy. Tak sobie myślałem przez całą noc, której z emocji trochę nie przespałem. Zastanawiałem się jeszcze nad bungee ale doszedłem do wniosku że jeśli w ogóle to wolę spadać parę minut zamiast paru sekund. I dlatego wybrałem SkyDive. Cała zabawa w sumie miała zajęć 3 godziny więc na swój autobus do Tekapo o 14:00 miałem spokojnie zdążyć. Ponieważ i tak już nad ranem nie spałem więc wcześnie się wylogowałem z hostelu, zostawiłem w depozycie bagaże i już 20 minut przed czasem byłem w punkcie zbiórki. Postanowiłem nie jeść śniadania na wszelki wypadek, kto wie jakby zawartość śniadania zareagowała na swobodne nurkowanie z wysokości Mount Blanc...
No i przed 9:00 pojawiła się dziewczyna z teamu NZone i oświadczyła, że jej przykro, ale z powodu niekorzystnej prognozy pogody odwołane są wszystkie wyloty do południa a potem ocenią sytuację. Mają być chmury i może padać. Bezpieczeństwo przede wszystkim. No i niech mi teraz ktoś powie czy piątek 13-go przynosi mi pecha czy szczęście?? Bo sam nie wiem - decyzja była trudna ale jak już ją podjąłem to chciałem to zrobić, nastawiłem się, emocjonalnie byłem gotowy na przygodę i nowe doznania - więc byłem niezadowolony z odwołania. Ale racjonalna część mnie rozumiała odwołanie lotu i była zadowolona ze wybrałem taką odpowiedzialną firmę. Kasa został zwrócona i zostałem z 4 godzinami do zagospodarowania. No cóż, poszedłem na śniadanie, powałęsałem się jeszcze po sklepach, kupiłem prowiant na kilka dni trekkingu w Alpach i już był czas iść na autobus. Żegnam się już na dobre z Queenstown - ogólnie bardzo fajne i ładne miejsce. Ciekawie musi tu być zimą. A teraz odjazd w kierunku północnym.
Podróż busem do Tekapo, miasteczka nad jeziorem o tej samej nazwie ma trwać 4-5 godzin. Mam czas aby poobserwować okolicę i dochodzę do wniosku że pomiędzy miastami to w dużej części jest tu pustkowie. Góry, góry, pagóry, puste przestrzenie. Ciężko coś w takich warunkach zorganizować. Gdzieś wypas owiec, gdzie indziej krów. Osad w rodzaju naszych wsi i miasteczek, jakie mijamy w Polsce jadąc przez kraj w ogóle nie ma, przynajmniej w tej części Nowej Zelandii gdzie teraz jestem. Zaraz za Queenstown było jeszcze sporo plantacji winorośli - wino to też jeden z produktów eksportowych. Potem dopiero, gdzieś po dwóch godzinach trochę się teren wypłaszcza i wjeżdżamy w obszar znany podobno z hodowli warzyw i owoców. Zatrzymujemy się na krótki postój w okolicy Omarama gdzie trafiamy na czynny bazar, na którym można się zaopatrzyć w świeże produkty jak i ich przetwory.
Ok. godz. 19 docieramy do Tekapo. Malutka mieścina nad dużym i pięknym polodowcowym jeziorem. Jezioro ma silnie jasnoniebieski kolor, to prawdopodobnie efekt osadów polodowcowych. W Tekapo - jak się później dowiaduję - mieszka niecały tysiąc stałych mieszkańców a przejeżdżający i przyjeżdżający turyści stanowią podstawę utrzymania. Jest parę lokali gastronomicznych, sklepiki ogólne i te z pamiątkami. Jest też kościół Dobrego Pasterza, popularny wśród zawierających małżeństwa (ponoć zawarcie tu ślubu przynosi młodej parze szczęście) i obserwatorium astronomiczne na wzgórzu za miastem, bo podobno w Tekapo jak nigdzie indziej widać wyraźnie i przejrzyście niebo i ciała niebieskie. Ja tymczasem koncentruję się na potrzebach własnego ciała, odnajduję swoją kwaterę, bardzo sympatyczny pokoik w prywatnym domu i idę coś zjeść. Od jutra przez kilka dni mam być znowu na "turystycznej" diecie więc dziś mam ochotę na coś treściwego. Ostatecznie trafiam do lokalu Mackenzies Bar i szczerze go wszystkim polecam. Jedzenie i piwo dobre, a ja zamawiam coś co mnie zaskakuje formą podania. Miał być mix mięsny i jest. Ale czekałem na dobrze zgrillowane kawałki trzech zwierząt a tymczasem ląduje przede mną gorący kawałek powulkanicznego kamienia, na którym zaczynają skwierczeć SUROWE kawałki kurczaka, jagnięciny i wołowiny. Zadaniem klienta jest dopilnować aby mięsko się dobrze przyrządziło i konsumowanie go kiedy uzna że jest już gotowe. Świetna zabawa! Do tego frytki i spory zbiór warzyw. Taka kolacja podlana lokalnym piwem dobrze mnie nastawia na kolejne dni i dochodzę do wniosku, że może jednak piątek 13-go powinienem uznać za szczęśliwy dla siebie. Tak widocznie miało być.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2015-03-28 09:07
To był wyjątkowy dzień !
 
 
whisky
Robert
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 97 wpisów97 42 komentarze42 169 zdjęć169 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
10.07.2022 - 11.07.2022
 
 
06.08.2018 - 07.08.2018
 
 
26.09.2017 - 01.10.2017