Kluczowe słowo opisujące ten dzień, jakie mi przychodzi do głowy to "woda". I to w prawie każdej postaci. Padało całą noc i to tak, że prawie się spać nie dało. Warto przy tym wiedzieć, że Fiordland to miejsce notujące rekordowe na świecie opady - ponad 6 metrów słupa wody rocznie!!! Porównajcie sobie z danymi dla Polski, to działa na wyobraźnię :-) W każdym razie koniec nocy nie oznaczał końca deszczu. Padało jak wstawałem, robiłem sobie śniadanie, pakowałem się na ok. 6-7 godzinną drogę i jak wychodziłem... Trzeba mieć dużo szczęścia aby przejść Milford suchą nogą. Ale okazało się, że ma to swoje dobre strony i urozmaiciło wędrówkę - deszcz zasilił i uruchomił chyba wszystkie wodospady w dolinie Clintona, o rzekach, strumieniach i rwących potokach nie wspominając. Po drugiej czy trzeciej godzinie trudno się było po raz kolejny zachwycać następnym wodospadem splywajacym że zboczy z obu stron doliny czy burzącą się wodą pod wiszącym mostem. Przejaśniło się dopiero późnym popołudniem co pozwoliło trochę odetchnąć innym powietrzem. Z informacji od jednego ze strażników parku wynikało, że to raczej typowy dzień dla tej okolicy i to wcale nie najgorszy. Kiedy NAPRAWDĘ pada to służby ratownicze ściągają turystów z trasy bo woda sięga powyżej pasa i nie sposób wtedy iść!!! Zatem dziękuję komu trzeba za DOBRĄ pogodę :-) W sumie gdyby nie deszcz i jego efekty to ten odcinek można by uznać za dość zwyczajny, droga prowadzi cały czas prawie przez las, z nielicznymi prześwitami, powolutku wznosząc się do chaty Mintaro. Atrakcje stanowi roślinność, nieco odmienna od naszej. Jej podstawa to karłowata brzoza pokryta mchami i porostami oraz drzewiaste paprocie. Razem daje to taki "dżunglowaty" efekt. Do chaty Mintaro docieram po 6 godzinach spokojnego marszu. Wszystkie możliwe miejsca oczywiście obwieszone suszącymi się rzeczami. Wybieram pryczę jako jeden z ostatnich ale i tak trafia mi się taka na dolnym poziomie, co preferuję. Pozostała część dnia raczej typowa dla noclegu w schronisku - Zadbanie o własne sprawy, jedzenie i niekończące się rozmowy. A jest ciekawie, bo schronisku zebrało się towarzystwo prawdziwie międzynarodowe - poza kilkoma tubylcami są przedstawiciele USA, Australii, Malezji, Japonii, Węgier, Izraela, Kanady, Anglii i Meksyku. Z ciekawostek, opiekun schroniska, tzw. ranger ostrzegł nas aby na noc zabrać wszystkie rzeczy z zewnątrz do środka bowiem w okolicy żyją ptaki Kea. Charakteryzują się wysoką inteligencją, wielką ciekawością i skłonnością do kleptomanii. Zatem generalnie po nocy nie zostaje wiele. Skwapliwie się do tego zastosowałem.