Bus startuje o 7:00 więc ja startuję tuż po 5-tej. Zresztą śpię nie najlepiej, nie wiem czy to jeszcze jet lag czy już emocje. Śniadanie we własnym zakresie, jakiś jogurt i banany. Sprawdzenie sprzętu, tuż przed 7 oddaję depozyt i lecę na przystanek. Sam depozyt budzi chwilę refleksji, bo tutaj to prosta sprawa - jest pomieszczenie, ogólnie dostepne, do którego wrzucasz co chcesz na swoją odpowiedzialność i już. Nie ma żadnego kwitka, numerka, etc. Po prostu, przyjdziesz za parę dni i wezmiesz swoje. Dla mnie, wychowanego w kulturze porosyjskiej i teraz europejskiej bumaga i pieczatka to podstawa. Ale nie mam wyjścia - dostosowuje się i zostawiam rzeczy. Na przystanku pomimo ciemności jest już parę osób. Zagaduje jednego gościa - okazuje się że to Dave, Kanadyjczyk, który idzie na tę samą trasę co ja. Fajnie, będzie do kogo gębę otworzyć. Bus podjeżdża punktualnie i okazuje się, że moje bilety kupione online rok temu są ważne i jestem na liście pasażerów :-) Firma Tracknet jest zatem godna polecenia. Trasa do Queenstown to ok. 4 godzin więc jest sporo czasu na drzemkę, pogadanie z Davidem i obserwacje otaczającego świata. No i zdarza się kolejna obserwacja socjologiczna, która jakby potwierdza (po wczorajszej sytuacji w busie) mocny kręgosłup moralny tubylców, chyba że to odosobnione przypadki. A mianowicie - mija nas w pewnym momencie osobówka. Kierowca kręci głową i głośno komentuje, że musiała przekroczyć dozwoloną prędkość a poza tym przekroczyła ciągłą linię. Po jakimś czasie widzimy ten sam samochód na poboczu zatrzymany przez patrol policji, pewnie za speeding. Co robi nasz kierowca? Zatrzymuje się i idzie poinformować policjanta o wcześniejszych wykroczeniach tego kierowcy, których on był świadkiem. Zadowolony z siebie wraca i stwierdza, że system, w którym obywatele są oczami policji sprawdza się doskonale. Sic!!! Zatem strzeżcie się wy wszyscy, którzy planujecie wynająć w NZ samochód i nie jesteście świadomi tego systemu!
W Te Anau zatrzymujemy się na chwilę w biurze DOC (taki jakby nasz TPN tylko odpowiedzialny za wszystkie Parki Narodowe) aby odebrać kupione ok. rok temu wejściówki na trasę Milford i Routburn w moim przypadku. A godzinkę później wysiadamy z busa w Te Anau Dawns aby przesiąść się na prom, który pruje przez ponad godzinę aby dostarczyć zainteresowanych na punkt po drugiej stronie jeziora Te Anau. Tam właśnie zaczyna się trasa Milford, ponoć jedna z najpiękniejszych tras trekkingowych świata. Zatem marzenia stają się rzeczywistością i faktycznie tu jestem, stoję na starcie trasy Milford w Nowej Zelandii!!! Plecak ląduje na właściwym mu miejscu i zanurzam się w tutejszą dżunglę a razem ze mną ok. 15 innych osób, które rok temu zaryzykowały i wykupiły wejściówkę właśnie na ten dzień. To taki swego rodzaju zakład z Wszechmocnym o dobrą pogodę właśnie tego dnia w przyszłości. My na razie wygrywamy bo pogoda w sam raz. Pierwsze kroki i rzut oka na otaczający las. Dziś łatwizna bo tylko ok 1,5 godziny drogi do chaty Clintona. Wymóg jest taki, że można spać tylko w wyznaczonych schroniskach, nie ma możliwości spania na dziko, rozbijania namiotu, etc. Droga na tym odcinku prosta, lasem wzdłuż rzeki, las to głównie karłowata brzoza, pokryta różnymi rodzajami mchów i porostów. Daje to takie magiczne, bajkowe wrażenie. Tuż przed schroniskiem droga wiedzie przez rozległe bagna i moczary ale ścieżka jest wyznaczona wyraźnie, szlak jest oznaczony jednoznacznie. Do chaty Clintona dochodzę ok. 15, schronisko polega na tym, że są dwa budynki z piętrowymi pryczami i materacami oraz jeden z zapleczem kuchennym czyli z wodą i palnikami gazowymi. Resztę trzeba zapewnić sobie samemu. System jest taki, że wybiera się pryczę dla siebie, każda ma numerek, wpisuje się ten numerek do karty meldunkowej obok swojego nazwiska a wieczorem przychodzi opiekun schroniska i zbiera bilety. Proste, główna zasada to taka, że każdy zabiera ze sobą to co przyniósł, nie ma koszy na śmieci.
Dziś pierwsza noc dla wszystkich, którzy losowo stworzyli te grupę więc jest to taki wieczór integracyjny, wszyscy się poznają. Jednak, ok. 22 i tak wszyscy znikają w śpiworkach.